Za dużo jemy – po prostu.
Proste doświadczenie polegające na tym, aby zapisywać wszystko to co zjedliśmy zaskoczy nas wnioskiem: Jak to możliwe? Aż tyle? Zdziwienie będzie jeszcze większe jeśli przeliczymy to co zjedliśmy i porównamy to z rzeczywistą normą, której podlegamy (płeć, wiek, aktywność fizyczna albo jej brak :-).
Dobre praktyki, normy, wskazania m.in. Instytutu Żywności i Żywienia mówią o tym, aby jeść 4-5 posiłków dziennie. Wydaje się to takie normalne: śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja – super. Ale tak naprawdę pamiętajmy, że posiłek to wszystko to, co zjadamy… A zatem tych posiłków wychodzi nam czasem 10 albo i więcej. Tak, mowa o podjadaniu! To jest ten cichy wróg, który nas kusi nieustannie: batonikiem, owocem, kanapką.
Prawda jest taka, że kiedy dobrze zbilansujemy swoją dietę i zadbamy o to, aby regularnie jeść 5 lub 4 posiłków dziennie, nie będziemy odczuwać potrzeby podjadania. Dyscyplina tu odgrywa niezwykłą rolę. Przy regularnym odżywianiu nie mamy skoków glukozy, insulina zachowuje odpowiedni poziom wydzielania i nie grozi nam odkładanie się tkanki tłuszczowej. Nasz organizm jest spokojny, że o wiadomej mniej więcej porze dostarczymy mu kolejną porcję paliwa. Może sobie odpocząć. Może się zrelaksować. Nie panikuje popychając nas do otwieranie lodówki i szukania paszy.
Dlatego tak ważne jest między innymi zjedzenie śniadania, najlepiej do godziny po przebudzeniu się – pobudzamy w ten sposób nasz metabolizm. Dajemy mu sygnał: „Hej, pamiętam o tobie!”
Niejedzenie, głodzenie tak naprawdę rozleniwia i spowalnia nasz metabolizm. A jak już dopadnie nas wielki głód, to wtedy wiadomo – konia z kopytami. I nic dziwnego. Nasz organizm nie wie, kiedy znowu będziemy jeść i zabezpiecza, uzupełnia swoje zapasy, których my tak nie lubimy potem oglądać…
Oczywiście – pewnie nie raz to napiszę – inne normy obowiązują chorych. Wtedy odpowiedni jadłospis ma jeszcze większe znaczenie.